Stachowiak: Awans Polaków do Elity był w pełni zasłużony!
Wojciech Stachowiak niedawno z reprezentacją Niemiec wywalczył wicemistrzostwo świata w hokeju na lodzie. Dla urodzonego w Gdańsku 23-letniego napastnika jest to największy sukces w karierze. Wszystko na to wskazuje, że w przyszłorocznych mistrzostwach świata Elity to właśnie Polska będzie grupowym rywalem Niemiec. - To będzie dla mnie trochę inny mecz i będzie sporo nerwów - mówi w rozmowie dla Polsatu Sport grający w ekipie ERC Ingolstadt wychowanek Stoczniowca Gdańsk.
Grzegorz Michalewski, Polsat Sport: Gratuluję zdobycia srebrnego medalu mistrzostw świata. Dla reprezentacji Niemiec to pierwsze podium na turnieju ten rangi po 70 latach przerwy.
ZOBACZ TAKŻE: Legendarny piłkarz podpisał kontrakt z klubem hokejowym! Zagra w trzeciej lidze
Wojciech Stachowiak: Wiadomo, to jest duże osiągnięcie dla niemieckiego hokeja. Nie wiedzieliśmy, że możemy tak daleko zajść, ale na pewno każdy z nas tego chciał. Trochę boli ten srebrny medal, bo ma się tę świadomość że było tak blisko, ale jednak się nie udało. Po paru dniach jednak ta duma przychodzi po tym co osiągnęliśmy, bo to był pierwszy medal dla reprezentacji Niemiec po siedemdziesięciu latach, więc jest to na pewno duże osiągnięcie.
Początek turnieju nie zwiastował tak świetnego finiszu, bo pierwsze trzy spotkania ze Szwecją, Finlandią i Stanami Zjednoczonymi przegraliście różnicą jednego gola. Przełamanie nastąpiło w meczu z Danią, zresztą pozostali wasi grupowi rywale byli już trochę słabsi, bo graliście jeszcze z Austrią, Węgrami i Francją. Poza tym ta konfrontacja z Duńczykami trzymała w napięciu do samego końca.
Pierwsze trzy mecze graliśmy z mocnymi drużynami, choćby mistrzem świata z zeszłego roku i z dwoma top zespołami. Wiadomo było, że nie będą to łatwe spotkania, ale mimo iż nie zdobyliśmy punktów, to mieliśmy na to duże szanse i graliśmy z mocnymi ekipami na tym samym poziomie. Z tego też byliśmy dumni, co dało nam wiarę, że w tym turnieju możemy osiągnąć coś więcej. W spotkaniu z Danią wiedzieliśmy, że to będzie mecz o wszystko i właśnie z nimi będziemy walczyć o to czwarte miejsce premiowane awansem. Wszyscy daliśmy z siebie wszystko żeby go wygrać i to się udało. Był to bardzo "zawzięty" mecz, bo prowadziliśmy, potem był remis i wreszcie bramka w końcowych minutach. Było to naprawdę bardzo ważne spotkanie i bardzo się cieszę, że się to nam udało. To pomogło nam zajść tam, gdzie zaszliśmy.
W ćwierćfinale trafiliście na Szwajcarów, którzy w fazie grupowej spisywali się rewelacyjnie. Wygraliście 3:1, a Ty zaliczyłeś asystę przy decydującym golu strzelonym przez Nico Sturma. Czy ten wynik to niespodzianka patrząc w jakim stylu fazę grupową ukończyli Helweci.
Nie powiedziałbym że ten mecz był niespodzianką. Mieliśmy taką pewność, że będziemy w stanie go wygrać. Ani razu u nas w drużynie nie padło pytanie ani taka możliwość, że my ten mecz możemy przegrać. Myślę, że ta pewność siebie i ta determinacja pomogła nam go wygrać. Uważam też, że Szwajcaria jest dla rerezentacji Niemiec nie powiedziałbym że łatwym przeciwnikiem, ale dobrym rywalem jeśli chodzi o styl gry. Ten mecz na szczęście udało nam się wygrać, to był w sumie chyba nasz najlepszy występ w tym turnieju i na pewno bardzo się z tego cieszę.
Półfinał to był hokejowy spektakl. Amerykanie już po czterech minutach prowadzili 2:0, ale zdołaliście jeszcze w pierwszej tercji wyrównać. Ostatecznie wygraliście to spotkanie po dogrywce 4:3, po bramce zdobytej przez Marcela Noebelsa w ósmej minucie doliczonego czasu gry. Stany Zjednoczone przez wielu były typowane do zdobycia mistrzostwa świata.
Ten mecz nie rozpoczęliśmy najlepiej. Jeżeli mam być szczery, to w pierwszych dziesięciu minutach tego spotkania rywale nas zdominowali, ale na szczęście udało nam się wrócić i znaleźć drogę do tego meczu. Przed tym spotkaniem półfinałowym graliśmy wcześniej z Amerykanami dwa mecze. Najpierw jako sparing, a później w fazie grupowej mistrzostw świata. Wiedzieliśmy, że można z nimi wygrać. Ich trener powiedział zresztą, że byliśmy dla nich najtrudniejszym rywalem w tej fazie grupowej i to dało nam też trochę tej pewności siebie. Wiadomo wyszło to dopiero w dogrywce, ale walczyliśmy do końca, a bramkę wyrównującą zdobyliśmy na jedną czy dwie minuty przed końcem. Tej wiary nigdy nam nie brakowało. W dogrywce to "solo", które zrobił Frederik Tiffels zdarza się raz na siedemdziesiąt lat jak widać i muszę się przyznać, że chyba nigdy w życiu nie cieszyłem się tak jak właśnie z tej bramki. Był to na pewno mecz, którego nie można było przegapić.
W finałowym starciu z Kanadą po dwóch tercjach był remis 2:2, choć dwukrotnie obejmowaliście prowadzenie. W ostatniej odsłonie rywale zaaplikowali wam trzy gole i zdobyli złoty medal. Jak oceniasz wasze szanse w tym finałowym starciu?
Początek meczu był bardzo wyrównany, zresztą przez długi okres czasu nawet prowadziliśmy. Byliśmy pewni, że możemy wygrać to spotkanie. Później było 2:2 i ten trzeci gol strzelony przez Kanadyjczyków wynikał z naszego błędu, które w hokeju się zdarzają. Później straciliśmy czwartego gola, choć to my byliśmy przy krążku i mogliśmy zdobyć bramkę. Niestety, krążek podskoczył nad kijem i poszła kontra. Niestety, ale tak się dzieje i nie zawsze ma się to szczęście. Zresztą szczęście jest dużą częścią hokeja i tym razem mieli go więcej Kanadyjczycy. Nie udało nam się wygrać tego meczu, ale dla nas te srebrne medale to jest wielki sukces i na pewno tym występem zdobyliśmy szacunek tych top drużyn w Elicie.
Twój dorobek na turnieju w Tampere i Rydze to dwa gole i cztery asysty. Który z tych meczów był dla Ciebie najlepszy?
Mecz ze Szwajcarią był dla mnie najlepszy na tym turnieju. To były dla mnie pierwsze mistrzostwa świata i inauguracyjny mecz przeciwko Szwecji mi nie wyszedł. Dało się wyczuć to poddenerwowanie, ale później już się to uspokoiło. Na pewno ten mecz z reprezentacją Szwajcarii był dla mnie takim specjalnym spotkaniem, na lodzie czułem się super, dałem z siebie wszystko i to był właśnie mój najlepszy mecz na tych mistrzostwach.
Wspominałem o niezbyt obiecującym początku w waszym wykonaniu na tym turnieju. Potem było już tylko lepiej. Co było największą siłą i głównymi atutami, które zaprowadziły was aż do wielkiego finału.
Myślę, że największym atutem było to jak trzymaliśmy się razem. Obojętnie co się stało na lodzie: czy mecz był wygrany czy przegrany, to wiedzieliśmy jaki jest cel końcowy. Nikt na siebie nie krzyczał, wszyscy sobie pomagaliśmy i drużyna po prostu trzymała się razem jak rodzina. Myślę, że w sportach drużynowych jest to bardzo duża część sukcesu zespołu. To na pewno był jeden z naszych atutów. Wszyscy od nas z drużyny uwierzyli w to, że to może się udać i walczyli o każdy centymetr lodu. To pozwoliło nam wygrać kilka meczów więcej i dojść tam gdzie doszliśmy.
W 2018 roku reprezentacja Niemiec wywalczyła sensacyjnie srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu. W kadrze Niemiec grał mający polskie korzenie Mathias Płachta, syn Jacka - byłego reprezentanta Polski i trenera naszej kadry. W tej obecnej kadrze Niemiec, która zdobyła srebro mistrzostw świata było dwóch zawodników z polskimi korzeniami: Ty oraz urodzony w Opolu Makcymilian Szuber.
Z Mathiasem i z Maksem znamy się, więc mamy trzech zawodników, a może i więcej, z polskimi korzeniami, ale na końcu jest kadra Niemiec. I każdy z nas czuł się dumny, że mógł grać dla reprezentacji. W Pjongczangu to był wielki sukces. Zresztą medal igrzysk olimpijskich jest na pewno ważniejszy od medalu zdobytego na mistrzostwach świata. I to jest na pewno bardzo duże osiągnięcie. Byłem dumny z tego jak ta drużyna wtedy grała i mogła osiągnąć taki sukces.
Urodziłeś się w Gdańsku i swoją przygodę z hokejem rozpocząłeś w miejscowym Stoczniowcu. W jaki sposób trafiłeś trafiłeś do Niemiec i do tamtejszej kadry? W Polsce grałeś w Stoczniowcu oraz w Niedźwiadkach Gdynia i drużynie Bombers Malbork, bo w tych ekipach stawiałeś swoje pierwsze hokejowe kroki.
Tak, zaczynałem w Stoczniowcu i w szkole sportowej w Gdańsku. Zresztą do dzisiaj przyjaźnię się z kilkoma osobami z mojej klasy. Takie właśnie były moje początki i później w wieku jedenastu lat dostałem szansę wyjazdu do niemieckiego Weisswasser i jestem za nią bardzo wdzięczny. Do Niemiec wyjechałem raz z Patrykiem Wysockim z którym grałem w Stoczniowcu, a później dojechał Dominik Olszewski i spędziłem z nimi parę dobrych lat. Cieszę się, że ten ruch zrobiłem, bo przyczyniło się to do tego jaki człowiekiem i zawodnikiem teraz jestem.
Wiem, że hokej na lodzie to nie była do końca przypadkowa dyscyplina sportu, bo Twój tata - zresztą też Wojciech - grał wprawdzie na poziomie amatorskim, ale z sukcesami w drużynie Mad Dogs Sopot. I zresztą Ty jako młody chłopak nawet wspólnie trenowałeś z ojcem w ekipie "Mad Dogsów"...
Moje początki hokejowe mogą trochę zaskakiwać, ale ja zaczynałem jako łyżwiarz figurowy i to nie jest pewnie zbyt częste w tej dyscyplinie sportu. Z tatą często chodziłem na treningi, i oglądałem je sobie z boksu czy trybun i bardzo mi się ten sport spodobał. Później z innymi chłopakami zaczęliśmy grać tan na betonie, na tych małych bramkach i zakochałem się w tym sporcie. W końcu tata zabrał mnie na zajęcia do szkółki hokejowej które odbywały się w sobotę i niedzielę i od tego czasu nie mogę przestać myśleć o tym sporcie. Były to na pewno dziwne początki, ale doprowadziły mnie teraz właśnie do tego momentu i w życiu bym tego nie zmienił.