Iwańczyk: Santos zostawia po sobie wielkie nic
Jerzy Engel: Michał Probierz to w tej chwili jedyny wybór
Bożydar Iwanow: Od początku pracy Santosa nie mieliśmy przekonania, że kadra dostanie nowej energii
Jerzy Engel: Santos nie spodziewał się, że kadrowicze są tak poróżnieni
Łukasz Wachowski: Umowa z Fernando Santosem i jego sztabem została rozwiązana
Cezary Kowalski: Fernando Santos uwstecznił reprezentację Polski
Niestety, kolejnego zagranicznego trenera piłkarskiej reprezentacji Polski wspominać będziemy bez żalu i z poczuciem niemałego rozczarowania. Zostajemy bez jakiejkolwiek piłkarskiej schedy po Portugalczyku, najwięcej będzie po nim sprzątania.
Żyjąc w coraz bardziej zglobalizowanym świecie, gdzie granice – przynajmniej te w Europie Zachodnie – są sprawą jedynie umowną, coraz rzadziej zagląda się w paszport także przy zatrudnianiu. Niezależnie od branży, liczyć powinny się tylko kompetencje, choć akurat światek piłkarski jest na tyle specyficzny, tak bardzo nasycony emocjami, że warto angaż obcokrajowca przemyśleć na kilka sposobów. Tym bardziej kiedy rzecz dotyczy piłkarskiej reprezentacji i to najważniejszego w niej stanowiska selekcjonera.
ZOBACZ TAKŻE: Pracował z Beenhakkerem. "Kadra potrzebuje psychoterapeuty". Podaje dwa nazwiska
Był moment, że rzeczywiście zagranicznego trenera nam było trzeba. Leo Beenhakker, ale tylko w pierwszym etapie swojego urzędowania, pozwolił nam spojrzeć na futbol nieco inaczej. To przy nim dojrzewał przyszły selekcjoner Adam Nawałka, to przy nim zaczęliśmy traktować futbol wiele profesjonalniej niż tylko jako nikomu niepotrzebny pretekst do kolejnych działaczowskich biesiad. Wreszcie za kadencji Beenhakkera do kadry wchodziła nowa generacja piłkarzy, którzy kilka lat później dali nam świetny turniej Euro 2016. Tyle że Holender miał i swoje mankamenty. Z bardzo cennego mentora stał się pouczającym wszystkich arogantem, czego jak wiadomo polski sport nie znosi zbyt dobrze. Podobnie było przecież, kiedy kadrę siatkarzy wziął w 2005 roku Argentyńczyk Raul Lozano. Wpierw była euforia, pierwsze sukcesy, a później coraz większe wzajemne zmęczenie. Trzeba jednak zaznaczyć, że tak jak za Beenhakkera w futbolu, tak i w siatkówce Lozano wprowadził nas na półkę prawdziwego profesjonalizmu.
Beenhakker na długo „wyleczył” wszystkich z zatrudniania obcokrajowca przy pierwszej reprezentacji, trend zmienił dopiero Zbigniew Boniek, sprowadzając Paulo Sousę. Portugalczyk może i miał wizję futbolu, zaprezentował podczas Euro 2020 dość odważny jak na nas styl gry, ale został zapamiętany jak dezerter, który wybrał brazylijskie pieniądze zamiast misji „Mundial w Katarze”. Trzeba jednak oddać Sousie, że postawił na kilku nieoczywistych graczy, krótka kadencja dała w jakiś sposób fundament pod udaną barażową kampanię Czesławowi Michniewiczowi. I choć w Polsce postrzegany jest przede wszystkim jako „Siwy Bajerant”, to po jego rodaku, który w środę rozstał się z PZPN, nie możemy powiedzieć niczego dobrego. Nie przemawia za nim ani boisko, w końcu bilans 3-0-3 nie jest powodem do dumy, ani relacje międzyludzkie, zostaliśmy totalnie z niczym, może poza słonym rachunkiem do opłacenia tak w warstwie finansowej (zarabiał najwięcej w historii), jak i sportowo-mentalnej, bo zostawił drużynę podzieloną, wobec siebie nieufną, pozbawiona elementarnej w sporcie pewności siebie. Powiedzmy to otwartym tekstem - Santos zostawia po sobie wielkie nic, żadnej piłkarskiej schedy, po nim zostanie następcy, a także prezesowi Cezaremu Kuleszy, jedno wielkie sprzątanie.
Inna sprawa, że wyboru tego winien jest sam Kulesza. Jest jego zapisaną w statucie prerogatywą, że jednogłośnie może podjąć decyzję o zatrudnieniu i zwolnieniu trenera pierwszej reprezentacji. A może to właśnie błąd. Po coś są w związku wiceprezesi z Maciejem Mateńką na czele. Myślę akurat o nim, bo przecież właśnie od suflowania dobrych rozwiązań szefowi związku powinien być fachowiec odpowiedzialny za szkolenie. Podobnie ma się sprawa z dyrektorem sportowym. Wspomniany Mateńko uważa Marcina Dornę za „najlepszego dyrektora sportowego, jaki może w Polsce piastować to stanowisko”. Czyż nie byłoby rozsądne, by także jemu oddać głos i element decyzyjności w tak kluczowej sprawie jak wybór selekcjonera? Przecież trzymając się kryterium kompetencji - Mateńko z Dorną wiedzą o futbolu o niebo więcej niż ich pryncypał. Dlaczego więc nikt nie pyta ich o zdanie?
Kwestie te powinny być wydyskutowane od A do Z. Nie można tak poważnej sprawy powierzać tylko jednej osobie, nawet jeśli jest to prezes federacji. Może pora zacząć dzielić się kompetencjami, szerzej rozdzielać odpowiedzialność za tak istotny wybór. Choćby po to, byśmy nie byli jak zwykle mądrzy po szkodzie. Byśmy jak po Santosie teraz i po kolejnym selekcjonerze nie zostali z niczym.