Jak polscy siatkarze radzili sobie na igrzyskach? Ostatnie lata to klątwa

Inne

Aż ciężko w to uwierzyć, że mimo dwóch mistrzostw świata, dwóch mistrzostw Europy, triumfów w Lidze Światowej oraz Lidze Narodów oraz szeregu innych medali na wielu imprezach, polscy siatkarze od 2004 roku konsekwentnie zatrzymują się na fazie ćwierćfinałowej igrzysk olimpijskich. Pozostaje mieć nadzieję, że w Paryżu uda się przełamać klątwę.

Pierwszy raz polscy siatkarze zagrali na igrzyskach olimpijskich w 1968 roku w Meksyku. Zajęli wówczas piąte miejsce na dziesięć drużyn. System rozgrywek był najprostszy z możliwych. Wszystkie zespoły grały bowiem na zasadzie każdy z każdym. Bez fazy pucharowej. Złoto przypadło ZSRR, srebrno zdobyli Japończycy, a na najniższym stopniu podium uplasowali się Czechosłowacy.

 

Polacy wygrali sześć meczów (z Meksykiem, Belgią, Czechosłowacją, USA, Brazylią oraz Bułgarią) i ponieśli trzy porażki (z Japonią, ZSRR oraz NRD). W składzie Biało-Czerwonych znajdowali się wówczas tacy zawodnicy jak Edward Skorek, Stanisław Gościniak, Zdzisław Ambroziak czy Hubert Jerzy Wagner.

 

ZOBACZ TAKŻE: Polacy musieli zmierzyć się z koszmarem. "Tym bardziej ten awans smakuje lepiej"

 

Kolejny udział to igrzyska cztery lata później w Monachium - pamiętne ze względu na sukces polskich piłkarzy dowodzonych przez Kazimierza Górskiego. Naszym siatkarzom nie poszło tak dobrze. Zmienił się system rozgrywek. Dwanaście drużyn zostało podzielonych na dwie grupy. Cztery najlepsze awansowały do półfinałów. Biało-Czerwoni zajęli jednak przedostatnią lokatę, inkasując jedynie zwycięstwo z najsłabszą w grupie Tunezją. Ponadto przytrafiły się porażki z Czechosłowacją, Koreą Południową, Bułgarią oraz ZSRR. Po złoto sięgnęli Japończycy, którzy w finale pokonali NRD. Brąz przypadł Związkowi Radzieckiemu.

 

Polacy drugi raz byli dowodzeni przez Taduesza Szlagora. W kadrze widnieli ponownie tacy gracze jak Skorek, Gościniak czy Ambroziak. Do tego doszli młodzi i perspektywiczni Ryszard Bosek, Marek Karbarz czy Jan Such. Oni mieli dać nadzieję, że na kolejnej imprezie olimpijskiej będzie lepiej.

 

I faktycznie. Igrzyska w Montrealu w 1976 roku do dzisiaj z rozrzewnieniem wspomina każdy kibic siatkówki w Polsce. Ten jedyny jak dotąd raz udało się bowiem nie tylko zdobyć medal, ale również wywalczyć złoto! Biało-Czerwoni grali jak natchnieni. Byli wówczas aktualnymi mistrzami świata. Wygrali wszystkie mecze - w grupie z Kubą, Czechosłowacją, Koreą Południową i Kanadą. W półfinale z Japonią oraz pamiętnym finale z ZSRR.

 

Nasi siatkarze byli prowadzeni przez Huberta Jerzego Wagnera i zdobyli złoto w składzie: Włodzimierz Stefański, Bronisław Bebel, Lech Łasko, Edward Skorek, Tomasz Wójtowicz, Wiesław Gawłowski, Mirosław Rybaczewski, Zbigniew Lubiejewski, Ryszard Bosek, Włodzimierz Sadalski, Zbigniew Zarzycki oraz Marek Karbarz. Warto zaznaczyć, że wielkim nieobecnym był uważany za jednego z najlepszych rozgrywających na świecie - Stanisław Gościniak, który wówczas był w konflikcie z Wagnerem.

 

O krok od kolejnego medalu było cztery lata później w Moskwie. Igrzyska w 1980 roku zostały zapamiętane przez tzw. gest Kozakiewicza, kiedy tyczkarz Władysław Kozakiewicz "pozdrowił" miejscową publiczność na stadionie olimpijskim, która buczała i gwizdała na niego w trakcie zawodów.

 

Siatkarze jako obrońcy złotego medalu, zgodnie z planem wyszli z grupy, triumfując nad Jugosławią, Rumunią, Libią oraz ponosząc porażkę z Brazylią. W półfinale Biało-Czerwoni przegrali jednak z Bułgarią, a w meczu o trzecie miejsce nieoczekiwanie ulegli Rumunii, tracąc szanse na brązowy medal. Aż ciężko uwierzyć, że był to ostatni raz, kiedy reprezentacja Polski siatkarzy dotarła do najlepszej czwórki igrzysk olimpijskich.

 

Kolejne lata to brak naszych siatkarzy na igrzyskach. W 1984 roku zadecydowały o tym względy polityczne, natomiast w 1988 oraz w 1992 roku nie udało się zakwalifikować. Końcówka lat '80 i początek lat '90 to nie tylko zmiany ustrojowe w naszym kraju, ale również duże zmiany w rodzimej siatkówce. Śmiało można powiedzieć o latach kryzysu. Iskierką nadziei był awans na igrzyska w 1996 roku do Atlanty.

 

W nich Polacy zaprezentowali się jednak słabiutko, czego dowodem ostatnie miejsce w grupie z kompletem porażek - z Kubą, Brazylią, Bułgarią, Argentyną oraz USA. Kadra dowodzona przez Wiktora Kreboka była jednak bardzo młoda i perspektywiczna. I tak jak po nieudanych igrzyskach w Monachium w 1972 roku, wierzono, że prędzej czy później międzynarodowe doświadczenie zaprocentuje w przyszłości i tacy zawodnicy jak Paweł Zagumny, Damian Dacewicz, Piotr Gruszka czy Marcin Nowak będą jeszcze osiągać sukcesy.

 

Na nie trzeba było jeszcze poczekać. W 2000 roku w Sydney Polaków zabrakło. Udało się jednak awansować na igrzyska do Aten cztery lata później. Ekipa dowodzona przez Stanisława Gościniaka wyszła z grupy z czwartego miejsca, wygrywając z Serbią i Czarnogórą, Tunezją oraz Argentyną, a przegrywając z Grecją oraz Francją. W ćwierćfinale Biało-Czerwoni przegrali z Brazylią. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie to początek czegoś, co dzisiaj nazywamy "klątwą".

 

Do kolejnych igrzysk Polacy pierwszy raz od wielu, wielu lat przystępowali z medalowymi aspiracjami. Byli wszak aktualnymi wicemistrzami świata po świetnym mundialu w Japonii dwa lata wcześniej. Wkroczyliśmy w nową erę polskiej siatkówki. Podopieczni Raula Lozano z Michałem Winiarskim, Krzysztofem Gierczyńskim, Marcinem Wiką, Pawłem Woickim, Sebastianem Świderskim, Krzysztofem Ignaczakiem, Mariuszem Wlazłym, Piotrem Gruszką w składzie mieli zwojować inny azjatycki kierunek - Pekin.

 

W grupie wszystko toczyło się dobrze. Wygrane z Niemcami, Egiptem, Serbią i przede wszystkim Rosją dawały nadzieję, że będzie to udany turniej. Trafiła się tylko porażka z piekielnie wówczas mocną Brazylią. W ćwierćfinale trafiliśmy na Włochów. Italia dowodzona wówczas przez Andreę Anastasiego prowadziła już 2:0. Nasi doprowadzili do tie-breaka. W nim zażarta walka, gra na przewagi i... porażka Polaków 15:17. Odpadamy w 1/8 finału.

 

W 2012 roku igrzyska gościły w Londynie. Polaków po medal miał prowadzić Anastasi - ten sam, który cztery lata wcześniej pozbawił nas szans na grę w półfinale. Włoch wygrał z naszą reprezentacją Ligę Światową. Znowu pojawiły się nadzieje na sukces. Pierwszy mecz w grupie i rewanż z Włochami za Pekin. Udany. Potem porażka z Bułgarią, ale kolejne spotkania - z Argentyną, Wielką Brytanią wygrane. W ostatnim meczu grupowym sensacyjnie przegraliśmy z Australią. W ćwierćfinale byliśmy gorsi od późniejszym mistrzów olimpijskich - Rosji.

 

W 2016 roku mijało równo 40 lat od olimpijskiego złota polskich siatkarzy w Montrealu. Każdy kibic w kraju wierzył, że tym razem się uda. Przecież byliśmy aktualnymi mistrzami świata - tak samo jak w Kanadzie. W grupie zwyciężyliśmy Egipt, Iran, Argentynę i Kubę. Przegraliśmy tylko z Rosją. I znowu ćwierćfinał. I znowu porażka - tym razem z USA.

 

Ostatnie podejście Biało-Czerwonych to igrzyska w Tokio 2020, które z powodu pandemii COVID-19 odbyły się rok później. Przystępowaliśmy do nich jako podwójni mistrzowie świata, dodatkowo wzmocnieni Wilfredo Leonem, więc oczekiwania znowu były bardzo wysokie. Wszyscy mieli już z tyłu głowy wcześniejsze nieudane turnieje olimpijskie, ale każdy wierzył, że zła passa musi w końcu się skończyć. W Japonii nie skończyła się.

 

W grupie zaczęliśmy od porażki z Iranem, aby następnie wygrać z Włochami, Wenezuelą, Japonią i Kanadą. W ćwierćfinale trafiliśmy na Francję. Mecz szalony. Prowadziliśmy już 2:1. Odżyły nadzieję, że tym razem się uda. Ale nic bardziej mylnego. Tie-break i porażka 2:3. Piąty raz z rzędu odpadliśmy w ćwierćfinale. Na pocieszenie należy dodać, że "Trójkolorowi" wygrali całe zmagania w Tokio.

 

W 2024 roku polscy siatkarzy zagrają 11. raz na igrzyskach i spróbują przełamać klątwę pięciu ostatnich ćwierćfinałów. Oczekiwania znowu będą wysokie, wszak jesteśmy aktualnym wicemistrzem świata oraz mistrzem Europy. Do sześciu razy sztuka?

 

Krystian Natoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie