20 lat Polsatu Sport - Paweł Wójcik: Dekoder na cały świat
20 lat minęło odkąd moja droga w Polsacie Sport jeszcze mocniej skrzyżowała się z futbolem, tym krajowym oraz międzynarodowym. Sporo w tym czasie się wydarzyło rzeczy śmiesznych, trudnych do zrealizowania, ciekawych, także tragicznych. Zdecydowanie milej wspominać jest te pierwsze – po co wracać do spraw, które bolą…
Od momentu powstania Polsat Sport szybko nawiązał zacną współpracę z redakcją tygodnika „Piłka Nożna”. Transmisje z corocznych Gali były tego kwintesencją. Bodaj 18 lat temu Galę występem miał oczarować ulubiony piosenkarz minionej epoki Andrzej Rosiewicz. Podczas tej Gali, ogłoszenie wyników plebiscytu na najlepszego piłkarza połączono z 40-tą rocznicą działalności firmy Państwa Profus. Rosiewicz lekko zmienił tekst słynnego przyboju „40 lat minęło” i wesoło wykonał serialowy szlagier. Tanecznym krokiem wyskoczył z sali, machając kapeluszem, więc prowadzący Galę Mateusz Borek zaczął przedstawiać kolejne kategorie. Znany piosenkarz, już za drzwiami, kilka chwil analizował sytuację, po czym złapał mnie za rękaw. - Pan jesteś kimś ważnym z Polsatu? - zapytał. - Pilnuję czasu transmisji - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Panie, ku…a mać, muszę wrócić na scenę! Zapomniałem zaśpiewać jeszcze jednej piosenki! – krzyknął wokalista. – No teraz to już za późno, scenariusz Gali ruszył dalej – zaznaczyłem grzecznie. – To fatalnie, muszę wrócić, bo mi nie zapłacą – dodał Rosiewicz i zrezygnowany udał się do garderoby.
Czytaj także: Marian Kmita: Mimo że jesteśmy stacją prywatną, przez 20 lat udawało nam się realizować misję
Jako że na początku komentatorów piłki nie było w redakcji zbyt wielu, dyrektor Marian Kmita szybko włączył mnie do staffu. Kilka zadań było naprawdę trudnych, o czym współcześni młodzi sprawozdawcy nie mają pojęcia. Postęp cyfrowy i internetowy teraz zupełnie zmienił jakość pracy. Tak więc dla przypomnienia – podczas komentowania meczów Bundesligi, składy drużyn przychodziły faksem w trakcie spotkania albo… po jego zakończeniu. Bardzo często transmisje docierały bez grafiki i to faktycznie była szkoła życia. Ale o dwóch przypadkach można napisać więcej. W roku 2001 wojna w Dagestanie spowodowała, że UEFA nie zgodziła się, aby w Machaczkale drużyna Anży mogła zagrać pucharowy mecz z Glasgow Rangers. Na miejsce spotkania wybrano stadion warszawskiej Legii, produkcję sygnału telewizyjnego powierzono Polsatowi, a mnie przypadł w udziale zaszczyt komentowania. Zapomniałem jednak o jednym fakcie. Już wcześniej tego dnia (a właściwie nocy) miałem w grafiku wyznaczone cztery ćwierćfinały mistrzostw świata w futsalu z Gwatemali. W tamtym czasie nasze kabiny komentatorskie ulokowane były w podwarszawskiej Wiązownej. No i tym samym mecz na stadionie Legii komentowałem z Wiązownej, podobnie jak i pozostałe spotkania z drugiej półkuli. 5 meczów jednej nocy, od 20.00 do 5.00 rano. To była szkoła telewizji!
Czytaj także: Jakub Radecki: Redakcja sportowa Polsatu rozrosła się w piękny sposób
Po bodaj dwóch latach działalności naszego kanału w ofercie pojawiły się mecze ligi greckiej. Super sprawa, bo taki Panathinaikos Ateny miał w swoich szeregach Warzychę, Sypniewskiego i Olisadebe. Wielkie kluby greckie – OK., ale jak rozpoznać i co opowiedzieć o Xanthi, Panioniosie, Ionikosie czy Atromitosie? I tu z pomocą przyszedł kochany pan Jacek. Trener Gmoch był po części pośrednikiem w nabyciu praw, więc poczuwał się do roli duchowego opiekuna. Przed każdym meczem, który miałem relacjonować, przez godziny przekazywał tyle informacji, że można było śmiało siadać przed mikrofonem. Ale to nie koniec zadania. Aby pokazać mecz w TV, musieliśmy go mieć na taśmie. Żeby więc zadanie było trudniejsze, trzeba było w poniedziałek rano pojechać na Okęcie po taśmy, które pierwszym lotem przylatywały do Polski z Grecji. Komentowanie ligi greckiej miało jeszcze jedną korzyść, zupełnie niespodziewaną. Lato 2005 spędzałem z żoną Anną na wyspie Rodos, w miejscowości Ixia. Był tam klub windsurfingowy, którego właścicielem był Grek. Wypożyczając sprzęt, nie miał litości finansowej dla turystów. Ale dość szybko dało się zauważyć, że jest mega kibicem piłki nożnej. Od słowa do słowa okazało się, że trener Gmoch jest jego idolem, a jednym z ulubionych piłkarzy Krzysztof Warzycha.
– Znam pochwaliłem się i w dodatku bez zająknięcia wyrecytowałem pierwsze składy Panathinaikosu, Olympiakosu i AEK. Niemal od ręki dostaliśmy w klubie najlepszy sprzęt i zniżki na pływanie. Ot, taka wartość dodana.
Czytaj także: Tomasz Swędrowski: W 1998 i 1999 roku wszyscy się uśmiechali na wieść o kanale sportowym w Polsce
Polsat Sport był oglądany od początku w Europie. Na przykład za sprawą… hakerów. Siedząc jesienią 2003 roku w jednej z greckich restauracji, oglądałem pamiętny mecz eliminacji ME Turcja – Anglia, kiedy to karnego nie wykorzystał David Beckham. Spotkanie transmitowała stacja, która, jak mi się wydawało, miała bardzo podobne logo do naszego. O tym, że na greckich wyspach oglądano Polsat Sport przekonałem się w przerwie meczu, kiedy w studio zobaczyłem Bożydara Iwanowa. Zapytałem wówczas kelnera, jak to się stało, że mają deko- der Polsatu. A kelner (jak na Greka przystało) na to - To jest dekoder uniwersalny, obejmujący cały świat!
TEKST POCHODZI Z TYGODNIKA PIŁKA NOŻNA I POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z TĄ REDAKCJĄ
Przejdź na Polsatsport.pl