Liga Mistrzów w Polsacie Sport. Co z polskimi drużynami?

Piłka nożna
Liga Mistrzów w Polsacie Sport. Co z polskimi drużynami?
Fot. Cyfrasport
Ostatnią batalię o Ligę Mistrzów Legia przegrała z Omonią Nikozja. Na zdjęciu fragment meczu przy Łazienkowskiej i czerwona kartka dla Igora Lewczuka

Sezon 2016/17, to ostatni, w którym nasz drużyna grała w Lidze Mistrzów. Polscy kibice nie mieli jednak powodów do radości. Zwłaszcza wtedy, gdy Legia Warszawa przegrała aż 4:8 z Borussią na Signal Iduna Park w Dortmundzie. To rekordowy mecz Champions League pod względem zdobytych bramek. Szkoda, że 8 z nich straciła Legia, która w tamtej edycji aż 24 razy wyciągała piłkę z siatki.

Polsat Sport nabył prawa telewizyjne na kolejne trzy sezony Ligi Mistrzów. Najlepsze piłkarskie rozgrywki na świecie będą gościć na naszych antenach w sezonach 2021-2024. Czy jest jakakolwiek szansa, by wśród drużyn, które wezmą udział w tych zmagań będzie jakikolwiek polski klub. Nadzieja ponoć umiera ostatnia, więc my kibice musimy żyć nadziejami. No i wspomnieniami. Nawet jeśli nie są zbyt miłe. 

 

W blisko 30-letniej historii Ligi Mistrzów polskie kluby nie dostarczyły nam powodów do dumy. Tylko trzy razy kwalifikowaliśmy się do fazy grupowej (dwa razy Legia, raz Widzew), tylko raz  z niej wyszliśmy (Legia w sezonie 1995/1996). Zasadniczo nasza przygoda kończyła się na rundach kwalifikacyjnych, gdzie musieliśmy przełykać coraz to bardziej gorzkie pigułki.

 

W ostatnich latach drogę do Champions League potrafiły nam zagrodzić: cypryjska Omonia Nikozja (Legia), białoruski Bate Borysow (Piast Gliwice), czy kazachska FK Astana (Legia). Tylko w tym ostatnim przypadku dochodziliśmy do trzeciej rundy. To było 4 lata temu. W ostatnich trzech sezonach zaliczaliśmy kolejno rundę drugą, pierwszą i drugą.

 

Wielka kasa ucieka nam sprzed nosa

 

Brak sportowych sukcesów w Lidze Mistrzów oznacza, że Europa coraz bardziej nam ucieka. Ubiegłoroczny triumfator Bayern Monachium zarobił w sezonie 2019/20 aż 120 milionów euro. Już za sam awans do fazy grupowej można zarobić 15 milionów euro. Budżet Legii w bieżących rozgrywkach wynosi 24 miliony euro. Gdyby dołożyć 15 milionów zysku z LM, to byłaby kasa na jeszcze lepszych zawodników i rozwój. Swoją drogą, to budżet Legii systematycznie się obniża. W sezonie 2016/2017 ostatnim w LM wynosił on 125 milionów złotych. Rok później już 151,5 miliona. W kolejnym 170, ale już w 2019/2020 było 119, a w tym jest 109.

 

Lepsi od Monaco i Deportivo

 

Warto przy tym pamiętać, że ostatni raz Legii był słodko-gorzki. Radość z awansu szybko zmąciły porażki. 0:6 z Borussią Dortmund na Łazienkowskiej i 4:8 na wyjeździe. Drużyny przy okazji pobiły rekord bramek strzelonych w jednym meczu. Wcześniej należał on do ekip Monaco i Deportivo La Coruna. W sezonie 2003/2004 Francuzi wygrali 8:3.

 

Legia w tamtej edycji boleśnie przekonała się, jak daleko brakuje jej do czołówki, bo nie tylko wysoko przegrała dwukrotnie z Borussią, ale i została rozgromiona przez Real Madryt (1:4). W sumie warszawianie stracili aż 24 bramki, średnio 4 na mecz. Z drugiej strony była to pożyteczna lekcja, a dla kibiców szansa na zobaczenie wielkich gwiazd w akcji. Na dokładkę Legia potrafiła też pozytywnie zaskoczyć. Choćby remisując u siebie z Realem (3:3) i wygrywając ze Sportingiem Lizbona (1:0). 9 goli w ciężkiej grupie też mają swoją wartość.

 

Citko strzela gola z 40 metrów

 

Start Legii w fazie grupowej pięć lat temu mógł cieszyć także z innego względu. Czekaliśmy na to 20 długich lat. Od sezonu 1996/1997, kiedy to od września do grudnia 1996 roku żyliśmy kolejnymi występami Widzewa Łódź.

 

Tamta przygoda zakończyła się bilansem 1 wygrana (2:0 ze Steauą Bukareszt), 1 remis (2:2 z Borussią) i 4 porażki. Zapamiętamy ją jednak głównie z powodu bramki Marka Citko w meczu z Athletico Madryt. Citko zauważył, że bramkarz Jose Francisco Molina jest źle ustawiony i pokonał go strzałem z 40 metrów. Niewiele nam to dało, przegraliśmy 1:4, ale gol przeszedł do historii polskiej piłki i dał początek Citkomanii.

 

Największy polski sukces

 

O ile jednak Widzew nie wyszedł z grupy, o tyle zrobiła to Legia w sezonie 1995/1996. Już po czterech meczach była praktycznie pewna awansu, mając na koncie wygrane z norweskim Roseborgiem (3:1) i angielskim Blackburn (1:0) oraz remis z tym ostatnim na wyjeździe.

 

ZOBACZ TAKŻE: LM w Polsacie Sport - ostatnie takie rozdanie?

 

Początek był trudny, a pierwszy grupowy mecz z Rosenborgiem zaczęliśmy źle. Raz, że trema, a dwa, że nie doceniliśmy przeciwnika. Dopiero po straconej bramce Legia wskoczyła na właściwe tory. W rewanżu Norwegowie wygrali z Legią 4:0, ale to polski zespół z 7 punktami grał dalej. W ćwierćfinale przegrał z  Panathinaikosem Ateny (0:0 w Warszawie, 0:3 na wyjeździe), ale nikt nigdy nie osiągnął więcej. Awans Legii do ćwierćfinału pozostaje największym sukcesem polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. 

 

Trenera zwolnili, lider wyjechał

 

Trenerem tamtej drużyny był Paweł Janas, później także selekcjoner reprezentacji. W 1996 roku został on zwolniony, bo Legia nie zdobyła mistrzostwa. Centralną postacią tamtej Legii był Leszek Pisz, członek Galerii Sław Legii, a wtedy reżyser gry. Jego dwie bramki strzelone w meczu z Rosenborgiem można oglądać do znudzenia. Właśnie za takie trafienia (wtedy piękny gol choćby z rzutu wolnego) kochali go kibice. Pisz w Legii spędził 10 lat, potem wyjechał do Grecji. Grał w PAOK-u Saloniki i Kavalii.

 

W tamtej Legii bronił Maciej Szczęsny, podporą defensywy był Jacek Zieliński, w środku pola Pisza wspierał srebrny medalista olimpijski z Barcelony Ryszard Staniek, a w ataku szalał Jerzy Podbrożny, jeden z najskuteczniejszych ligowych snajperów. Legia w sezonie 1995/1996 była złożona z autentycznie najlepszych polskich zawodników.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie