Mentalny klucz Pogoni. Legia (nie) w roli faworyta?
Powszechnie to Legię Warszawa postrzega się jako faworyta dzisiejszego finału Pucharu Polski. Dlatego, że wszystkie swoje dotychczasowe spotkania na PGE Narodowym o tę stawkę wygrała? Także ten, który zaczął się dla niej tak nieszczęśliwie, bo od czerwonej kartki dla Yuriego Ribeiro w meczu z Rakowem Częstochowa już w szóstej minucie dwa lata temu.

Czy z powodu faktu, że spotkanie to rozegrane będzie w stolicy, a więc dla Legii "prawie" u siebie? Bo Goncalo Feio ma szerszą kadrę, ćwierćfinał Ligi Konferencji i wygraną z Chelsea na Stamford Bridge? "The Blues" byli do tego momentu obok Manchesteru United jedyną niepokonaną drużyną we wszystkich europejskich pucharach. To wszystko jednak historia. Dalsza bądź bliższa, ale jednak przeszłość.
ZOBACZ TAKŻE: "Czerwone Diabły" o krok od finału Ligi Europy! Solidna zaliczka przed rewanżem
Trzymając się faktów, musimy jednak wskazać inne aspekty, które wcale nie przemawiają na korzyść Legii. W Szczecinie Pogoń wygrała 1:0. Co prawda tylko jednym golem, ale było to zwycięstwo niepodlegające żadnej dyskusji. Wiosną, nie tak całkiem dawno, przy Łazienkowskiej padł bezbramkowy remis. "Portowcy" są jedynym zespołem, licząc także Europę i Puchar Polski, któremu "legioniści" nie strzelili żadnego gola. W tabeli wyżej są szczecinianie. W przeciwieństwie do stołecznej ekipy potrafili wygrać z drużynami z czołówki Ekstraklasy. Legia nikogo z "Top Four" nie ograła. Ma gorszych napastników niż Efthymis Koulouris. Bramkarze też nie są w tak wybornej formie, jak Valentin Cojocaru. Kamil Grosicki ma lepsze liczby niż skrzydłowi z Warszawy. A zatem?
Trauma Pogoni sprzed roku? Nie powinna mieć wielkiego znaczenia czy spętać nogi zespołu Roberta Kolendowicza. Wisła Kraków tamtego dnia była lepsza, lecz gdyby nie niezwykłe okoliczności traconych przez ekstraklasowicza goli i tak powinna ubiegłoroczny finał przegrać. Być może tamto spotkanie trwało te kilkadziesiąt sekund za długo, decydujący rzut wolny był wykonany, nie z tego miejsca co powinien, a w dogrywce Leo Borges pomylił się jedyny raz w tak rażący sposób podczas swojego całego pobytu w Polsce. Plaga nieszczęść spadła wtedy na drużynę ze Szczecina. Jeżeli faktycznie suma szczęścia równa się zero, to podobny scenariusz jest mało prawdopodobny do zrealizowania. Ale to przecież piłka. I to krajowa. Niczego przewidzieć się nie da.
I jeszcze jedna, dość istotna sprawa. Presja. Pozornie ciąży ona na obu zespołach. Wydaje się jednak, że większa dotyczy Legii. Ona ma już tylko jedne drzwi, by dostać się do Europy. Pogoń ma jeszcze jedną furtką, nie jest od dzisiejszego meczu uzależniona. To tracąca dech w piersiach w lidze Jagiellonia Białystok. Jeżeli "Duma Podlasia" nawet nie straci punktów do ostatniej serii spotkań, choć ma przecież wyjazd do Częstochowy, gdzie na co dzień się nie wygrywa, to na finiszu sezonu przyjedzie do nich właśnie Pogoń. Jeżeli "Jaga" mając nawet trzy, a nie dwa jak teraz, punkty przewagi nad "Portowcami" ten mecz przegra, do Europy jej kosztem wejdzie właśnie drużyna ze Szczecina. Pogoń ma zatem co prawda nie szeroko otwarte, ale przynajmniej dwie furtki.
Legia już tylko jedną. I to może być "mentalny klucz" do tego dzisiejszego spotkania.
Przejdź na Polsatsport.pl
