Iwanow: Grupa nie najgorsza. Ale jeszcze nie nasza
Cała piłkarska Polska pasjonowała się losowaniem grup MŚ w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku jakbyśmy już szykowali się do wyprawy za ocean. Układania tak zwanej grupy marzeń albo zestawu, który kompletnie by nam nie pasował, to stały element wszystkich programów od ponad tygodnia. A przecież na razie to tylko lizanie cukierka przez szybę. I to zapakowanego w papierek.

Formuła losowania, nie znając jeszcze wszystkich uczestników, jest zresztą specyficzna i niespecjalnie mi się podoba. Zdając sobie jednocześnie sprawę, że inaczej się nie da przy tak rozbudowanych barażach i przy konieczności przygotowania całej logistyki przyjazdu i zakwaterowania większości ekip, które już mają mundial. Tym bardziej, że odbędzie się on w trzech krajach. Odległości gigantyczne, choć na jednym kontynencie. Grubsza zabawa zacznie się w 2030 roku, kiedy turniej rozpocznie się w Urugwaju, Argentynie i Paragwaju, a potem przeniesie do Maroka, Portugalii i Hiszpanii. Przynajmniej trzy ostatnie państwa leżą blisko siebie, ale Ameryka Południowa?
ZOBACZ TAKŻE: Boniek zareagował na losowanie grup MŚ 2026. "Przepraszam"
Nad piątkowym losowaniem nie ma się co dziś specjalnie pochylać. Tylko dwa, trzy zdania. Na pierwszy rzut oka – jeśli awansujemy – wygląda nie najgorzej, ale tak samo myślą w Tiranie, Sztokholmie oraz w okolicach Kijowa i Lwowa. Zawsze lepiej trafić na Holendrów niż Hiszpanów, Francuzów czy Anglików. Albo Brazylię bądź Argentynę.
Z trzeciego koszyka nie wpadliśmy na Norwegów. Ominęliśmy drużyny z Ameryki Południowej, z Afryki Tunezja jawi się jako dużo słabsza ekipa niż Senegal czy Wybrzeże Kości Słoniowej. Straszy jedynie Japonia, która w eliminacjach miała bilans bramkowy 30:3 i wyprzedziła innych uczestników mistrzostw Arabię Saudyjską oraz Australię, a piłkarzy ma w poważnych ligach.
Ale martwić się na zapas nie ma sensu. Choć już rysujemy scenariusze. Co w pierwszym meczu, jak w drugim poradzimy sobie z Oranje i czy spotkanie z Japonią będzie o honor czy o awans?
Na szczęście największy spokój zachowuje ten, który przy wszystkich tych rozważaniach, przypominających dzielenie skóry na niedźwiedziu, być może powinien najbardziej się ekscytować. Selekcjoner Jan Urban zachowuje charakterystyczną dla siebie pogodę ducha. I stąpa twardo po ziemi. Bo prawda jest taka, że na razie prowadzona przez niego kadra nic nie przegrała. A on nie wykonał żadnego błędnego ruchu zarówno jeżeli chodzi o wytypowanie wyjściowych jedenastek, jak i zarządzanie meczami także pod kątem zmian.
Ale tak naprawdę nic wielkiego też nie póki co nie wygrała. Jest normalnie, a drużyna gra na miarę swojego potencjału. Ani nie zawodzi, ani nie zniewala. Żeby ponownie być blisko Shaquille’a O’Neala czy Donalda Trumpa, trzeba będzie się jeszcze mocno napracować.



