Fiasko misji Probierza. Powód jest prosty: chaos rządzi składem i strategią
Nie znalazł żelaznej jedenastki pewniaków, nie potrafi wygrywać nawet ze średnikami, więc trudno się dziwić, że selekcjoner Michał Probierz i jego wybrańcy jako pierwsi, w kiepskim stylu, odpadli z Euro 2024. I jako jedyni mają zerowy dorobek punktowy.
Teza PZPN-u "Michał Probierz nie przegrywa" legła w gruzach
Przed rozpoczęciem ME PZPN próbował lansować tezę, że Michał Probierz nie przegrywa. Tymczasem Euro 2024 pokazało inne oblicze jego kadry. O ile po meczu z Holandią daliśmy sobie wmówić wyższość ładnej momentami porażki nad jakąkolwiek zdobyczą punkową, jak choćby remis Czesława Michniewicza z Meksykiem w inauguracji MŚ, o tyle po klęsce z Austrią kurtyna opadał. I okazało się, że król jest nagi. Polska pozostaje nie tylko pierwszym i jak na razie jedynym zespołem, który stracił szansę na awans do 1/8 finału, ale też jedynym z zerowym dorobkiem punktowym.
ZOBACZ TAKŻE: Były reprezentant ostro o Probierzu. "Nie rozumiem tych opowieści"
To zgubiło selekcjonera Probierza
Z jednej strony Michał Probierza, jak większość selekcjonerów, narzeka na brak czasu, a za drugiej, sam podcina sobie gałąź, na której siedzi. Na każdy z czterech czerwcowych meczów wystawił zupełnie różne składy, rotując zwłaszcza tam, gdzie jest serce drużyny – na środku obrony i pomocy. Przez to nie mogło być mowy o jakimkolwiek zrozumieniu, nie wspominając o automatyzmach. A całkiem kuriozalne było wyjaśnienie zestawienia ataku na Austrię. Otóż Krzysztof Piątek i Adam Buksa wyszli głównie po to, żeby „porozbijać obrońców rywala”. Piątek nie posłuchał i wziął się jeszcze za strzelanie bramek. A tak już poważnie, trener Austrii Ralf Rangnick z góry wiedział, że w drugiej połowie postraszymy go Robertem Lewandowskim, więc wymienił parę stoperów na świeżych.
PZPN chce trwać przy Probierzu. Czy to słuszny zamiar?
Z przecieków kontrolowanych wynika, że – bez względu na fiasko na Euro - PZPN zamierza trwać przy Probierzu. Ale jego wyniki są bezlitosne. W meczach o stawkę potrafił wygrywać tylko z autsajderami – Wyspami Owczymi i Estonią. W listopadzie mógł awansować na ME bez barażów i zapewnić nam dużo łatwiejszą grupę, ale zaledwie zremisował u siebie z Mołdawią i Czechami. Patrząc na skład, tamte mecze jawią się jak marnotrawienie czasu. W wyjściowej jedenastce na Mołdawię znaleźli się: Patryk Peda i Tomasz Kędziora w obronie, Paweł Wszołek na wahadle, a Patryk Dziczek na środku pomocy. Żaden z nich nie zmieścił do kadry na ME.
Na Czechy do obrony wyszli już Paweł Bochniewicz i Jan Bednarek, ale ten pierwszy również nie pojechał do Niemiec na ME.
Tylko raz Probierz zapewnił drużynie stabilizację – w marcowych barażach. Zarówno na Estonię, jak i na Walię wyszedł z trójką stoperów: Dawidowicz – Bednarek – Kiwior i trójką środkowych pomocników: Slisz – Zieliński – Piotrowski. Z tymi samymi wahadłowymi – Frankowskim i Zalewskim i z duetem napastników – Lewandowski – Świderski. Wprawdzie bez oddania celnego strzału, ale dzięki wygranemu konkursowi rzutów karnych ten skład zawiózł nas na ME. I co zrobił Probierz? Nie powtórzył tej wyjściowej „jedenastki” nie tylko w grach kontrolnych z Ukrainą i Turcją, ale też w żadnym meczu ME, choć na Austrię miał już gotowego po urazie Roberta Lewandowskiego.
Z takim zderzaniem się od ściany do ściany nic się nie zbuduje. Zwłaszcza wobec faktu, że w kluczowym momencie zawiodła mentalność zespołu. O ile po trafieniu Traunera na 0-1 „Biało-Czerwoni” poderwali się do walki i po upływie 21 minut wyrównał Krzysztof Piątek, o tyle gol Baumgartnera całkowicie podciął naszym skrzydła. A mieli przecież jeszcze prawie pół godziny meczu przed sobą i Lewandowskiego ze Świderskim na boisku.
Zbyt częste rotacje i to na kluczowych pozycjach
Z tak częstymi rotacjami i to na kluczowych pozycjach nic trwałego się nie zbuduje. Okazało się, że Michał Probierz nie żartował tuż przed Euro, zapowiadając układanie obrony pod każdego przeciwnika z osobna. Selekcjoner nie wziął sobie do serca słów swojego wielkiego poprzednika Adama Nawałki, który zapytany przez Polsat Sport o rotacje w defensywie tak zareagował:
Cezary Kulesza mógł wziąć Adama Nawałkę, a później Marka Papszuna
Dziś już mało kto pamięta, że w styczniu 2022 r. Adam Nawałka był bliski powrotu na stanowisko selekcjonera, ale w ostatniej chwili prezes Cezary Kulesza postawił na Czesława Michniewicza. Sportowo Michniewicz nie zawiódł, zrealizował trzy trudne cele, pokonywał rywali, jakich nie udaje się ogrywać Probierzowi – zwłaszcza Szwecję. Natomiast zmiotła go afera premiowa, której w zarodku nie zdławił sam prezes Kulesza.
Później prezes, trochę na wiwat, powierzył funkcję selekcjonera Fernando Santosowi, która to misja okazała się całkowitą porażką. Później, we wrześniu ubiegłego roku Kulesza postawił na Probierza, choć miał w zanadrzu Marka Papszuna. Dla prezesa Kuleszy współpraca z trenerem Probierzem, z którym znają się jak łyse konie, jest na pewno łatwiejsza. Ważniejsze jest jednak pytanie, czy jest korzystniejsza dla polskiej piłki? Po jutrzejszym meczu o honor z Francją, będą na miejscu prezesa PZPN-u, postawiłbym sobie takie pytanie.
Przejdź na Polsatsport.pl