Polska wykpiona przez światowe władze? "Jest traktowana jak dojna krowa"
W polskim żużlu wrze! Chodzi o decyzję promotora cyklu Grand Prix - spółki Warner Bros. Discovery oraz Światowej Federacji Motocyklowej (FIM) w sprawie przyznania stałych "dzikich kart" na przyszłoroczny sezon. Nie otrzymał jej żaden Polak, a nawet duńska gwiazda Leon Madsen. W zamian dostali je przeciętni Jan Kvech oraz Kai Huckenbeck. Wielu nie ukrywa, że to policzek w twarz dla naszego kraju bez którego przecież ciężko wyobrazić sobie ten sport.
W przyszłym sezonie Grand Prix nasz kraj będzie miał tylko dwóch reprezentantów Polski - Bartosza Zmarzlika oraz Dominika Kuberę. Tak źle w mistrzostwach świata nie było od wielu lat. Wydawało się, że zaproszenie od promotorów cyklu dostanie jeszcze jeden Biało-Czerwony. Mówiło się o Macieju Janowskim lub Patryku Dudku.
Tymczasem "dzikiej karty" nie dostał ani Janowski, ani Dudek, ani żaden inny Polak. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby mieli poważną konkurencję. Nagrodzeni zostali jednak żużlowcy, którzy nie odegrali w tegorocznym cyklu żadnej roli i byli po prostu bezbarwni. Mowa o Janu Kvechu i Kaiu Huckenbecku. Niektórzy uważają, że w ich przypadku został zastosowany klucz geograficzny, tak aby w Grand Prix była różnorodność narodowościowa. To jednak przeczy się z "dziką kartą" dla Jasona Doyle'a z Australii. Dlaczego? Za rok w cyklu będzie aż czterech zawodników z tego kraju.
Zaproszenia nie dostał też dwukrotny indywidualny wicemistrz świata i jedna z największych gwiazd PGE Ekstraligi - Leon Madsen. Duńczyk w rozmowie dla rodzimych mediów mówi o wstydzie i rozgoryczeniu. W Polsce narracja jest podobna. Eksperci nie zostawiają suchej nitki na światowych władzach.
- Ja już od kilku lat poruszam ten temat przy okazji rozdawania "dzikich kart". Polska jest traktowana przez promotorów tylko jako dojna krowa. Oni Polskę kochają, dobrze o niej mówią, bo mogą z naszego kraju wydoić największe pieniądze. Żaden inny kraj nie ponosi takich kosztów jak Polska. Polskę wykiwano i wykpiono. Dla władz światowego żużla nie liczy się poziom, tylko różnorodność. Jeżeli jest impreza światowa na najwyższym szczeblu, to powinni startować najlepsi na świecie. W Polsce takich zawodników nie brakuje, więc w ten sposób ośmieszono nas. To nie jest dla mnie jednak zaskoczenie, bo spodziewałem się czegoś takiego - przyznał były reprezentant Polski na żużlu, Jan Krzystyniak w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
O ile światowe władze nie są przychylne polskim zawodnikom, tak o wiele inaczej wygląda sytuacja w kontekście organizowania w naszym kraju turniejów Grand Prix. Polskie miasta płacą najwięcej za możliwość goszczenia najlepszych żużlowców świata. Z tego powodu w tym roku w Polsce odbyły się aż cztery rundy cyklu, a w przyszłym zaplanowane są trzy.
- Może Polski Związek Motorowy wreszcie przejrzy na oczy i zareaguje w odpowiedni sposób, aby Polskę traktowano po ludzku (…). Bez tej krowy dojnej (czyli Polski — przyp. red.) nie da się zorganizować tych imprez (śmiech). To jest śmianie się z polskich władz, które ciągle milczały w tym temacie. Dlatego władze światowe coraz bardziej pozwalały sobie na taką kpinę skoro polskie władze nie grzmią, nie narzekają i nie grożą pięścią. W takim razie róbmy tak dalej i pozwalajmy na takie numery. Ja ten temat poruszałem już kilka lat temu — aż to się pogłębiało. W końcu usłyszałem, że komuś w Polsce to się nie podoba - rzekł Krzystyniak.