Olimpijczyk uderzył w Adama Małysza! "Nóż się w kieszeni otwiera”

- Czasami nóż się w kieszeni otwiera, jeśli takie decyzje zapadają jak zatrudnienie w roli dyrektora polskich skoków Alexandra Stoeckla. Nie rozumiem PZN-u, a szczególnie prezesa Adama Małysza, którego bardzo cenię, ale zdarzają mu się błędy w zarządzaniu. W zeszłym roku PZN się wygłupił z Haraldem Rodlauerem w roli trenera kadry kobiet. Ze Stoecklem jest taka sama sytuacja. Taka jest prawda i nie mamy się co nawet czarować – grzmi trener i międzynarodowy sędzia skoków Kazimierz Długopolski.
Michał Białoński, Polsat Sport: Polscy skoczkowie prezentują się nieco lepiej niż rok temu, ale nadal daleko im do światowej czołówki. Co się dzieje?
Kazimierz Długopolski, dwukrotny olimpijczyk w kombinacji norweskiej, były mistrz Polski w skokach, trener i sędzia międzynarodowy FIS: Za bardzo przyzwyczailiśmy się do dobrych czasów. Po prostu jesteśmy świadkami powolnego odejścia pokolenia Stocha, Żyły, Kubackiego, czy Kota. A to młodsze nie dorasta im do pięt. Może za wyjątkiem Pawła Wąska.
ZOBACZ TAKŻE: Adam Małysz ujawnił kulisy weekendu w Wiśle. "Skocznia została uszkodzona"
Ale Paweł w Wiśle, gdzie dwukrotnie był 11., skakał znacznie lepiej niż ostatnio w Titisee-Neustadt, gdzie w niedzielę był dopiero 36. Za wcześniej okrzyknęliśmy go nowym liderem polskich skoków?
Dokładnie tak. Dlatego nie wolno popełniać tego samego błędu z Kubą Wolnym. Owszem, cieszmy się z tego, że w Titisee był ósmy, ale ja zaczekam na to, co pokaże w kolejnych konkursach. Zobaczymy, czy będzie w stanie ustabilizować formę i regularnie wskakiwać do czołowej „dziesiątki”, czy był to tylko jednorazowy wypadek przy pracy. Na razie nie jestem w stanie powiedzieć, czy on jest w świetnej formie i będzie stale wchodził do pierwszej „dziesiątki”.
Dawid Kubacki przekonywał, że małymi krokami, ale idzie do przodu. Skończyło się tak, że w Titisee nie zapunktował w żadnym konkursie, w niedzielę był dopiero 41., przez co zamiast jechać na PŚ do Engelbergu zostanie w domu, by szukać formy w treningu.
Oni tak mówią pod publikę, albo żeby podłechtać przełożonych, że wszystko idzie ku dobremu. Lepiej nie będzie i powtarzałem to już wiele razy, że starsi najlepsze lata mają za sobą, a młodsi nie prezentują jeszcze ich formy.
Co do Kubackiego, to ciekaw jestem, pod czyim okiem będzie trenował, skoro trener Thurnbichler z resztą kadry pojadą do Szwajcarii. Moim zdaniem, w momentach kryzysowych, skoczek powinien trafiać pod skrzydła kogoś zupełnie nowego, spoza sztabu.
Dlaczego?
Żeby w koło Macieju nie słyszał tych samych uwag, które na pewno nie pozwolą na wyjście z błędnego koła. Tylko ktoś nowy mógłby zwrócić uwagę na szczegóły, które mogłyby uzdrowić skoki danego zawodnika, w tym wypadku Dawida.
Według pana, gdzie jest pies pogrzebany u naszych liderów?
Jeżeli chodzi o prędkość na progu i dynamikę nasi skoczkowie są na odpowiednim poziomie. Ich kłopoty to wszystko kwestia techniki. Wszystko się zaczyna i kończy na dojeździe zakończonym właściwym odbiciem z progu. Uważam, że w tym tkwi błąd. Długość skoku zależy głównie od tego, co stanie się na progu. Jak skoczek się odbije, w jakim kierunku, w jakim koncie wyjdzie w powietrze i jak ułoży sylwetkę, zgodnie z zasadami aerodynamiki. Jeśli to wszystko jest wykonane należycie, to zawodnik odlatuje daleko.
Trener Długopolski komentuje sytuację Kamila Stocha
Kamil Stoch od lata trenuje znów z Michalem Doleżalem, co gwarantuje mu komfort. Ale na razie nie przekłada się to na pożądane, również przez Kamila, wyniki. Może to pochodna niemal dwumiesięcznej przerwy, jaką Stoch miał na przełomie września i października, z powodu kontuzji kolana? Widzi pan nadzieję na to, że Kamil wróci do czołowej dziesiątki Pucharu Świata?
Powiem szczerze, że ja na razie go tam nie widzę. Według mnie, przed lutym przyszłego roku do niej nie będzie w stanie się dostać. A zasłanianie jego niedyspozycji kontuzją z października, to wyimaginowane twierdzenie. Skoczek, który jest dobrze przygotowany, a trenował przecież od wiosny, poradziłby sobie, pomimo tej przerwy. Tymczasem efektu tych treningów nie było ani latem, ani nie ma ich teraz. To co, do kolejnej wiosny będziemy tłumaczyć Kamila przerwą w treningach, jaką miał w październiku?
Nie możemy też powiedzieć, że młodzież naciska. Na ostatnim Pucharze Kontynentalnym w Ruce nieźle spisali się starzy wyjadacze – Piotr Żyła, który był czwarty, czy ósmy Maciej Kot. Młodsi: Tymoteusz Amilkiewicz, Kacper Juroszek i Tomasz Pilch uplasowali się w trzeciej „dziesiątce”, a Szymon Byrski – w połowie czwartej.
Od kilku lat powtarzam, że nasza młodzież nie jest tak utalentowana jak starzy mistrzowie świata: Stoch, Żyła, Kubacki. Po ich odejściu będziemy mieli skoczków, polskie skoki przetrwają, ale na zupełnie innym poziomie. Będziemy otwierać szampany, gdy któremuś spośród nich uda się wskoczyć do pierwszej „10” PŚ. A będzie się to zdarzało sporadycznie, a nie regularnie.
Trener Długopolski uderza w pomysł zatrudnienia Alexandra Stoeckla
Nie uratuje nas nawet zatrudnienie, na stanowisku dyrektora sportowego, Alexandra Stoeckla?
Wie pan, czasami to nóż się w kieszeni otwiera, jeśli takie decyzje zapadają. Nie rozumiem Polskiego Związku Narciarskiego, a szczególnie prezesa Adama Małysza, którego bardzo cenię, ale zdarzają mu się błędy w zarządzaniu. W zeszłym roku PZN się wygłupił z Haraldem Rodlauerem w roli trenera kadry kobiet. Ze Stoecklem jest taka sama sytuacja. Gdzieś go trzeba było dać, po odejściu z kadry Norwegii szukał nowego miejsca na Ziemi, i znalazł je w Polsce. Taka jest prawda i nie mamy się co nawet czarować!
Wprawdzie w Norwegii praca Stoeckla długo dawała efekty. Pan się jednak spodziewa, że u nas nie wypali, jak choćby Austriak Heinz Kuttin, który w 2004 r., w roli trenera Adama Małysza i reszty naszych skoczków zastąpił Apoloniusza Tajnera?
Dokładnie, choć wracając do Kuttina, to on zrobił u nas kawał roboty. Tyle że za szybko został zwolniony. On konsekwentnie realizował swoją wizję, tylko że ona przyniosłaby efekty nie w pierwszym, czy drugim roku, tylko od trzeciego.
Powiem panu szczerze – rozmawiałem z wieloma wielkimi ludźmi światowych skoków i po tej lekturze wiem, że nie ma trenerów-cudotwórców. Każdy to potwierdzi.
Czyli z piasku bicza nie ukręcisz?
Trafił pan w punkt! Czasem trener może pasować skoczkom charakterem, stworzyć w kadrze dobrą atmosferę i takimi bodźcami im pomóc, ale nikogo nie nauczy skakać, nikomu nie kupi talentu.
Nie uratuje nas nawet 19-letni Klemens Joniak, który w październiku sensacyjnie został letnim mistrzem Polski?
Nie. Całemu młodemu pokoleniu brakuje talentu. Tych słów będę się trzymał, bo znam tych skoczków. Niestety, nie mają tego daru, jaki mają: Stoch, Żyła, Kubacki i Kot. Musimy się z tym pogodzić. Gdy dziennikarze naciskają i mówią: „A ten i tamten będzie wielkim mistrzem”, odpowiadam: „Nie będzie!”. No taka jest prawda, chyba że się nie znam na skokach.
Zjadł pan na nich zęby jako zawodnik, jako trener i sędzia międzynarodowy FIS. Klemens Murańka miał być następcą Adama Małysza, a zakończył karierę w wieku 30 lat.
Oczywiście miał problemy z ustabilizowaniem techniki, gdy zaczął szybko rosnąć w wieku dojrzewania. Gdyby w karierze trafił na innych trenerów, może by coś jeszcze pokazał. Widziałem wielu skoczków, którzy będąc dziećmi oddawali dobre skoki, ale gdy zaczęli się przekształcać w mężczyzn, to ich skakanie się kończyło. Parametry się pozmieniały. A poza tym, wie pan, co jest ważne w życiu skoczka?
Głowa?
Oczywiście, ona. Kariera skoczka jest wymagająca, trudna i niebezpieczna. Każdy z nich musi się zmagać z ryzykiem upadku podczas lotu czy lądowania. Nieraz widzimy takie upadki podczas zawodów w telewizji. I nie przychodzi nam wówczas do głowy, że przecież podczas treningów, czyli codziennie, skoczkowie również są narażeni na upadki. A każdy taki wypadek może spowodować, że głowie zawodnika zrodzi się blokada, strach przed kolejnym upadkiem, który zakoduje się w myślach już do końca życia.
Domen Prevc w tym sezonie zaliczył już dwa groźne wypadki na skoczni. I to się pewnie przekłada na jego słabsze występy.
Tak to jest w tym sporcie. W 2021 r. ciężki upadek w Planicy zaliczył Daniel-Andre Tande.
To prawda, jego tętno było niewyczuwalne przez prawie trzy minuty, miał przebite płuco, złamany obojczyk, krwotoki w mózgu. Cudem przeżył, ale zakończył karierę.
Tak samo Andreas Goldberger miał bardzo poważny upadek, który załamał jego karierę.
W Lahti, w 1997 r. Faktycznie, po tym upadku, z dużej wysokości, nie wygrał już żadnego konkursu PŚ.
A podkreślam, my widzimy tylko incydenty, do których dochodzi podczas konkursów, a żadnego z treningów, a tych jest znacznie więcej!
Przejdź na Polsatsport.pl