Iwanow: Fantazja? Drabinka, w której mogła znaleźć się Polska
Polaków na EURO już nie ma. I to dawno. Reprezentacja Polski została przez wszystkich (no, prawie) potraktowana dość łagodnie. Bo nie było nadmiernych oczekiwań, bo „honorowa” porażka w pierwszym meczu z Holandią, bo przecież remis z wicemistrzami świata, który de facto poza kwestiami wizerunkowymi nic nam nie dał.
Ludzie nie do końca zainteresowani futbolem, żyjącym nim tylko gdy rozgrywane są Mistrzostwa Świata bądź Europy i tak zadawali mi pytanie pokryte dużą dozą zaskoczenia: „Jak to? Nic w Niemczech nie ugraliśmy, a selekcjonera nie zwolniono?”. Przekonanie o ciągłych zmianach po niepowodzeniach zakorzenione jest tak mocno nawet u tak zwanego „niedzielnego fana”. Takiego, który oglądanie meczów w barach, pubach czy strefach traktuje bardziej jako okazję do spotkania z przyjaciółmi i zdecydowanie więcej uwagi zwraca na emocje niż analizę czy gramy na wahadła i czy na dwóch bądź jednego napastnika.
ZOBACZ TAKŻE: 50. rocznica "meczu na wodzie". Wspomnienie legendarnego spotkania
Moja wyobraźnia przed turniejem nie obejmowała sukcesu naszego zespołu – w tym nawet wyjścia z grupy – ale gdy poznaliśmy pary 1/8 finału, ogarnął mnie smutek. Przecież pierwsza faza EURO ułożyła się w ten sposób, że gdybyśmy awansowali z trzeciego miejsca trafilibyśmy na Rumunię, która przez zbieg różnego rodzaju wynikowych okoliczności zakwalifikowała się do strefy pucharowej z pierwszej lokaty. Nikt mi nie powie, że w rywalizacji z tą drużyną Biało-Czerwoni nie byliby faworytem.
Powtórzenie wyniku Adama Nawałki z Francji niespodziewanie znalazłoby się w naszym zasięgu. Moja fantazja mogłaby pójść jeszcze dalej. Przecież w tej sytuacji w walce o fazę medalową czekałaby na nas Turcja. Jeśli mnie pamięć nie myli, niedawno pokonaliśmy ją na PGE Narodowym. Wiem, że towarzysko i mogłoby to nie mieć żadnego znaczenia, ale umówmy się: wszystko byłoby w naszym zasięgu. Futbol to dyscyplina tak nieprzewidywalna i losowa, że czasem lepiej jest zająć niższe miejsce w grupie by wskoczyć na mniej stromą drabinkę w kolejnych meczach.
Na początku XXI wieku, na mundialu w Korei Południowej i Japonii, gdy my wracaliśmy na wielką reprezentacyjną imprezę po szesnastu latach, wyżej wspomniana Turcja zdobyła brązowy medal. Była trzecią drużyną świata! Z grupy wyszła na drugim miejscu za Brazylią. Potem eliminowała Japonię i Senegal. Nie była więc to aż tak kręta droga. W półfinale znów wpadła na „Canarinhos” i po raz drugi im nie sprostała. Ale nikt tego od niej nie oczekiwał. W spotkaniu o brąz ograła za to Koreańczyków, którym sędzia nie mógł przecież co mecz sprzyjać. Drużyna znad Bosforu wykorzystała więc wszystkie sprzyjające czynniki i przeszła do historii.
Bo tak jak będąc już na boisku, nadarzające się okazje trzeba po prostu wykorzystywać. Szczególnie te, na które nie mamy wpływu. Bo gdybyśmy w grupie zrobili ciut więcej dziś moglibyśmy zupełnie inaczej oglądać to, co dzieje się na niemieckich stadionach.
Przejdź na Polsatsport.pl