Nowa siła w Ekstraklasie! Ryzyko, które daje najlepsze efekty w XXI wieku
W XXI wieku po mistrzostwo Polski sięgały takie firmy jak: Zagłębie Lubin, Piast Gliwice, Raków Częstochowa i Jagiellonia Białystok. Teraz pora na „Pasy” – zdają się wołać trener Dawid Kroczek i jego szatnia. Dość powiedzieć, że nawet tuż powrotu do Ekstraklasy najstarszy polski klub nie zanotował tak udanego otwarcia sezonu. Cracovia zdobyła w dziewięciu kolejkach 19 pkt., co daje jej drugie miejsce.
Gdy pracowałem jeszcze w krakowskiej „Gazecie Wyborczej”, uwielbiałem lekcje historii na żywo. Udzielały mi ich legendy Cracovii, które odwiedzałem regularnie, tym częściej, im bardziej zbliżało się stulecie klubu. Jedną z cenniejszych udzielił mi dziś już nieco zapomniany Stanisław Różankowski. Najlepszy strzelec „Pasów” w 1948 r. Jego 22 trafienia walnie przyczyniły się do ostatniego jak dotąd mistrzostwa kraju. W tym dwa najcenniejsze ze starcia z Wisłą, na stadionie Garbarni, które rozstrzygnęło nie tylko o panowaniu w Krakowie, ale też o krajowym prymacie.
ZOBACZ TAKŻE: Były selekcjoner reprezentacji Polski zwolniony. Przesądziła porażka 1:5
- Kochaliśmy Cracovię, nadal ją kochamy. Nikt nie chciał pieniędzy za grę. Jak dziś słyszę, że piłkarze za awans do I ligi dostaną milion złotych, to łapię się za głowę. Nas za zdobycie mistrzostwa Polski zaproszono na obiad z narzeczonymi. I to wszystko – opowiadał mi wyraźnie wzruszony Stanisław Różankowski w czerwcu 2004 r., gdy Cracovia, pod wodzą Wojciecha Stawowego, wywalczyła awans do Ekstraklasy.
- Mecz z 1948 r., w którym strzeliłem dwa gole Wiśle był moim najlepszym w karierze. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że zdobywamy ostatnie jak do tej pory mistrzostwo Polski dla Cracovii – dodawał Różankowski, który borykał się z cukrzycą i chorobą serca, przez co zmarł kilkanaście dni po naszym spotkaniu. Nie tylko on nie doczekał kolejnego mistrzostwa Polski „Pasów”, ale też ich wielki sympatyk red. Andrzej Stanowski, którego miałem przyjemność poznać w nieodżałowanym „Czasie Krakowskim”. Był jedynym znanym mi dziennikarzem, który z autopsji pamiętał triumf „Pasów” z 1948 r.
- Miałem dziewięć lat i bardzo chciałem pójść na ten mecz, ale mama mnie nie puściła. Bała się o moje bezpieczeństwo. Płakałem jak bóbr – wspominał red. Stanowski w 2020 r., gdy Cracovia sięgnęła po Puchar Polski.
Dwie dekady temu, po awansie do elity, Cracovia jawiła się jako nowa siła, prezentująca widowiskowy futbol. Beniaminek grał bez kompleksów, ale nawet wtedy nie punktował tak dobrze jak teraz. Po dziewięciu kolejkach zgromadził 14 pkt, teraz ma o pięć więcej. Lepsze otwarcie od ekipy Stawowego miała jeszcze drużyna Michała Probierza, która w 2019 r., na tym samym etapie ligi, zgromadziła 16 „oczek”, co dawało jej szóste miejsce. To były jednak wyjątki. Kibice „Pasów” byli przyzwyczajeni do przełykania gorzkich od porażek pigułek. W sezonie 2010/2011 zespół bronił się przed degradacją i po dziewięciu meczach miał ledwie cztery punkty. Rok później spadł, a po dziewięciu kolejkach miał pięć "oczek”.
Prezes Dróżdż zaryzykował. Wypije szampana?
Trzeba oddać prezesowi Mateuszowi Dróżdżowi, że jego ryzyko z powierzeniem zespołu trenerowi Dawidowi Kroczkowi, który nie znał smaku pracy w Ekstraklasie, popłaciło, jak w powiedzeniu: „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Pochodzący z Łodzi 35-letni szkoleniowiec przeprowadził zespół na jasną stronę księżyca. I nie przeszkadza mu w niczym fakt, że jeden z liderów szatni – Kamil Glik jest od niego starszy.
Kroczek w krótkim czasie przestawił zespół na skuteczną taktykę, z zabójczymi stałymi fragmentami gry, po których „Pasy” zdobyły aż dziewięć bramek w tym sezonie, czyli najwięcej w lidze. W ten sposób m.in. pokonały w miniony weekend Puszczę Niepołomicę w derbach Małopolski, jej własną bronią.
Trener Dawid Kroczek i rewolucja, która wymaga ofiar
Były szkoleniowiec Resovii wie, że rewolucja wymaga ofiar. Dlatego dla dobra zespołu potrafi poświęcić największe nawet gwiazdy. „Pasiak” z krwi i kości Paweł Jaroszyński został ostatnio odprawiony, choć jego parametry biegowe należały do czołowych, ale trener Kroczek uznał, że pora na zastrzyk świeżej krwi. Owszem, kibiców martwi fakt, że miejsce na placu stracił wychowanek i do niedawna kapitan Michał Rakoczy, który na możliwych 720 minut rozegrał tylko 203, ale Kroczek mówi wprost: - Trzymamy kciuki za wzrost jego formy, na razie przegrywa rywalizację.
Trener Puszczy Tomasz Tułacz zwrócił uwagę na szeroką kadrę Cracovii. – Na ławce ma zawodników, którzy w niejednym klubie Ekstraklasy graliby w pierwszym składzie – podkreślił.
W ten sposób Cracovia, swą solidnością, ale też piłkarską klasą próbuje dotrzymać kroku liderowi. Lech Poznań idzie jak burza, również imponuje głębią składu. Trenerski podmuch Nielsa Frederiksena napędza zespół. „Kolejorz” imponuje szczelną defensywą, która straciła tylko trzy bramki. Nawet o jedną mniej niż Raków, broniący w żelaznym bloku Marka Papszuna. „Pasy” dały sobie strzelić 12 bramek, ale strzeliły aż 17, czyli tyle, co jedynie Lech. Cracovia już namieszała w hierarchii Ekstraklasy, a z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Śp. Stanisław Różankowski, Andrzej Stanowski, a przede wszystkich architekt wielkiej w XXI wieku Cracovii prof. Janusz Filipiak, będąc już w tym innym, lepszym wymiarze, mocno trzymają kciuki.
Przejdź na Polsatsport.pl